Classical Music Forum banner

Dlaczego ludzie nie lubią Mozarta?

34K views 169 replies 53 participants last post by  PlaySalieri  
#1 ·
Osobiście jest jednym z moich ulubionych kompozytorów. Wydaje się, że podczas gdy większość fanów muzyki klasycznej lubi ekspresyjną i naładowaną emocjonalnie muzykę 'dionizyjską', wielu z nich nie lubi, gdy kompozytorzy ilustrują uporządkowaną stronę 'apolińską' rzeczy.

Jako przykład tego, co mam na myśli, 'Święto wiosny' Strawińskiego jest przykładem utworu, który skłania się ku ekspresyjnej, dionizyjskiej stronie.

Mozart (z Brahmsem) reprezentuje stronę 'porządku' (choć może 'porządek' nie jest najlepszym słowem)... i
Lubię Strawińskiego, ale czasami uważam go za zbyt nieskrępowanego i dzikiego, wywołującego strach i przerażenie.
W innych momentach uwielbiam to w nim.

Ludzie nie okazują wystarczającego szacunku dla porządkującej, uspokajającej mocy muzyki. Dla mnie jest coś wzniosłego w porządku i równowadze koncertów fortepianowych Mozarta.
 
#2 ·
^ ^ Tak, 'porządek' niezbyt pasuje, ale nie mogę wymyślić lepszego słowa; może 'pozorny porządek' (bo porządek istnieje również u Strawińskiego). To poczucie porządku w kontrastujących stylach występuje w każdym okresie, co? JS Bach to wywołał, Biber często nie.

Może to Wzburzenie Humoru, którego Mozart zwykle unika, a ludzie chcą tam być?
 
#4 · (Edited)
Być może to mieszanie humorów, którego Mozart zwykle unika i przy którym ludzie chcą być?
Myślę, że coś w tym jest. W tym sensie Mozart nie próbuje "reprezentować" ani wywoływać uczuć tak otwarcie, jak niektórzy inni kompozytorzy; pozwala nam zobaczyć "abstrakcyjny" niereprezentacyjny aspekt muzyki poprzez jej czyste formalne środki i urządzenia. Myślę, że w przypadku Mozarta termin "emocja" jako termin opisowy zaczyna nas zawodzić.

Pomijając jego opery, w wielu przypadkach Mozarta brakuje "wywoływania" dramatycznych emocji i dramatycznych gestów (ale na pewno nie zawsze). Mozart wywołuje we mnie swego rodzaju "platoński klasycyzm" w swoich Klavierstücke; musimy odłożyć na bok naszą potrzebę dramatu i jawnych emocji i słuchać na poziomie "czystej abstrakcji", czerpiąc przyjemność z koloru, dźwięku i barwy samej w sobie. W tym sensie Mozart jest ostatecznym modernistą. Jego muzyka to "ekspresjonizm abstrakcyjny" (gdy oderwana od dramatu i opery).
 
  • Like
Reactions: arpeggio
#3 · (Edited)
Nie jestem pewien, czy zgadzam się z emocjonalnym powściągliwością w dziełach Mozarta. Jeśli botanizujesz i uważnie słuchasz utworów Mozarta, jest wiele nastrojów zastępujących się nawzajem, prawie od taktu do taktu, a pozorna liryczność może mieć głębszy, a nawet tragiczny aspekt. Wolna część koncertu d-moll oraz wolna część i finał koncertu "Jeunehomme" są oczywistymi przykładami. Nagrania HIP (lub po prostu nudne muzykalność) być może mają tendencję do komunikowania tego w mniej oczywisty lub bardziej zakamuflowany sposób niż bardziej "romantyczne" postrzeganie Mozarta. Ale biorąc pod uwagę kilka dalszych, dobrze znanych przykładów w twórczości: masywna ciemność uwertury "Don Giovanni" kontra wyrafinowana naiwność finału 27. Koncertu fortepianowego; burzliwy niepokój początku 25. Symfonii kontra pompatyczny przebieg "Haffner"-Symfonii, czy też spokój wolnej części "Jowisza"; kwestionująca intymność fantazji fortepianowych kontra figlarność "Rondo alla Turca" itp. itd. ...

Mogę to wytłumaczyć tylko niechęcią do niego jako wynik 1) braku znajomości różnorodności jego twórczości 2) skargi na pewne zaobserwowane wzorce przewidywalności lub powtórzeń w niektórych z tych utworów 3) ogólnych uprzedzeń co do służalczości kompozytorów tego okresu lub wpływu karykatur medialnych, takich jak ta przedstawiona w filmie "Amadeusz".
 
#5 ·
..czyż on nie jest, wiesz, po prostu starymi wiadomościami, wiesz, dzieci, wiesz, po prostu nie obchodzi ta stara muzyka sprzed 2011 roku, wiesz, te stare rzeczy, wiesz, jak, wiesz, nigdzie się nie wybiera, wiesz.. Ale, wiesz, on jest prawie, wiesz, tak uroczy jak Justin the Biib, wiesz, wiesz (gra słów!) BTW, uwielbiam jego muzykę, ale w małych dawkach! Uważam, że wiele rzeczy przed okresem dojrzewania jest dość generycznych, ale wiele z późniejszych jest wspaniałych!
 
#6 · (Edited)
Uwielbiam Mozarta, ale rozumiem, dlaczego ludzie mogą go nie lubić.

Cały pomysł cudownego dziecka, które zamienia się w dziecinnego dorosłego (co wcale nie reprezentuje całego Mozarta) może nie przemawiać do niektórych ludzi, w przeciwieństwie do "umęczonego geniusza" i innych "osobowości muzycznych". Równowaga i piękno również mogą nie przemawiać do ludzi tak bardzo, jak bardziej ekstremalne rodzaje ekspresji. Czasami czuję, że Mozart "psuje" nasze uszy pięknem i bierzemy to za pewnik, jakby nie liczyło się to jako cecha "imponującej muzyki".

Ogólnie rzecz biorąc, myślę jednak, że Mozart jest po prostu tak sławny, że ludzie mają wobec niego nie tylko wysokie, ale i specyficzne oczekiwania, w tym takie rzeczy jak intensywny kontrapunkt, śmiała chromatyka i ekstremalne napięcie emocjonalne. Kiedy te oczekiwania nie są spełnione, ludzie umieszczają go w kategorii przecenianych kompozytorów. Oczekiwania te są często zbyt kierunkowe i specyficzne i reprezentują jedynie "gotowy" pogląd na genialną muzykę. Ale oczywiście trochę generalizuję.
 
#7 ·
Jeśli ktoś, kto nazywa siebie fanem klasyki, nienawidzi jego twórczości, to znaczy, że nie słuchał wystarczająco dużo jego muzyki.
Napisał tak wiele muzyki, jest bardzo wszechstronna, musi być przynajmniej kilka utworów, które lubisz!
 
#8 ·
Nie wiem, dlaczego komuś miałby się nie podobać, ale jestem pewien, że przesycenie i jego niekwestionowana pozycja jako domyślne ustawienie muzyczne (obok jednego lub dwóch innych) wywołuje u niektórych oburzenie. To tak, jakby osłuchanie naprawdę wywołało pogardę i nie ma to nic wspólnego z muzyką, a bardziej z naśladowcami, dogmatem lub wszechobecnością marki.

Mnie to wszystko omija. Mozart jest jednym z najbardziej ekspresyjnych kompozytorów, ale jest jak facet, którego spotykasz i mylisz z wesołym, dopóki nie spędzisz z nim trochę czasu, a potem widzisz, jak dyskretny jest: zdajesz sobie sprawę dopiero w strasznym momencie, jak tragicznie smutny potrafi być. Nie w całej swojej muzyce: Eine Kleine Nachtmusik to jedna z tych kompozycji dla dworu, o których ludzie błędnie myślą, że ujawniają jego wewnętrzną frywolność lub powierzchowność.

Dla mnie bycie kompozytorem przedromantycznym oznacza, że muzyka nie dotyczy człowieka, ale okoliczności. Nie pisał, aby się oczyścić, ale aby wypełniać zamówienia. Obciąża swoją muzykę tak cudownie, ponieważ był natchnionym geniuszem, ale jego muzycznym zadaniem nie było informowanie ani tworzenie katartycznego, spowiedniczego dzieła, które wyjaśniłoby nam, jak bardzo był nieszczęśliwy. Komponował na zamówienie i dostosowywał swoją muzykę do dostępności i talentów tych, którzy mieli ją wykonywać. Pisał swoje arie specjalnie dla głosu, który miał je natychmiast wykonać, a nie dla potomności. W twórczości Mozarta nie ma wielkiej obecności ego, żadnych wyraźnych ejakulacji bólu, żadnych szerokich gestów własnego wewnętrznego niepokoju, a jednak cały dramat i emocje zawarte są w jego muzyce, ponieważ wiedział, jak komponować dzieła, które były strasznie naładowane, ale także niezwykle bogate i subtelne, dające różne satysfakcjonujące reakcje na to samo dzieło, gdy słucha się go przez dłuższy czas.

Łatwo go zlekceważyć! Bardzo łatwo nazwać go „lekkim” lub przyjąć mit, że był niedojrzałym dzieckiem-chuliganem z gorącą linią do aniołów, ale prawda jest taka, że był ciężko pracującym, sumiennym i bardzo dobrze wykształconym. Od jego śmierci ludzie zmagali się ze zrozumieniem Mozarta, a pełna błędów romantyczna koncepcja Mozarta jako „jednego z nich” prześladowała go bezskutecznie od tamtej pory. Myślę, że zarzuca mu się, że był wyraźnie postacią establishmentu, podczas gdy zapomina się, że to dlatego, że dokładnie tam była praca i pod koniec dnia był pracującym muzykiem...
 
#20 ·
Dla mnie bycie kompozytorem przedromantycznym oznacza, że muzyka nie dotyczy człowieka, ale okoliczności. Nie pisał, aby się oczyścić, ale aby wypełniać zamówienia. Obciąża swoją muzykę w tak cudowny sposób, ponieważ był natchnionym geniuszem, ale jego muzycznym zadaniem nie było informowanie ani tworzenie katartycznego, spowiedniczego dzieła, które wyjaśniłoby nam, jak nieszczęśliwy był. Komponował na zamówienie i dostosowywał swoją muzykę do dostępności i talentów tych, którzy mieli ją wykonywać. Pisał swoje arie specjalnie dla głosu, który miał je natychmiast wykonać, a nie dla potomności. W twórczości Mozarta nie ma wielkiej obecności ego, żadnych wyraźnych ejakulacji bólu, żadnych wymachów ramionami momentów jego własnego wewnętrznego niepokoju, a jednak cały dramat i emocje zawarte są w jego muzyce, ponieważ wiedział, jak komponować dzieła, które były strasznie naładowane, ale także niezwykle bogate i subtelne, dające różne satysfakcjonujące reakcje na to samo dzieło, gdy słucha się go przez pewien czas.

Myślę, że zarzuca mu się, że był wyraźnie postacią establishmentu, podczas gdy zapomina się, że to dlatego, że dokładnie tam była praca i pod koniec dnia był pracującym muzykiem...
Myślę, że poruszasz kilka doskonałych punktów. Zasadniczo sztuka polega na wyrażaniu siebie, ale nie TYLKO na wyrażaniu siebie. Był kompozytorem z zawodu, to było jego źródło utrzymania, więc TAK, dawał swoim mecenasom to, czego chcieli. Był profesjonalistą, jego mecenasi w TAMTYM czasie nie chcieli mieć odniesień do jego wewnętrznych zmagań.

Myślę, że chcę powiedzieć, że chociaż wyobrażenie o głodującym, torturowanym artyście jest jak najbardziej dobre, nie ma nic złego w
1) dobrze odżywionym i dobrze przystosowanym artyście lub 2) głodującym, torturowanym artyście, który nie chce tworzyć sztuki o torturach i głodzie.
 
#9 ·
Nie wątpię, że jest wielu słuchaczy muzyki klasycznej, którzy szczerze mówiąc, są znudzeni jego muzyką, ale myślę, że w niektórych przypadkach to ludzie po prostu robią na przekór dla zasady. Widzisz to w każdym gatunku muzyki i w każdej formie sztuki. Jeśli jest artysta, którego "wszyscy" lubią lub który jest "zbyt popularny", ktoś spróbuje obalić tego artystę tylko po to, by pokazać, jak bardzo ich myślenie jest przeciwne trendom, jak odmawiają podążania za masami itp. To forma snobizmu. Widziałem wątki na Amazonie o tym, jak Beatlesi byli poważnie przereklamowani i można to zobaczyć tutaj, gdy ludzie mówią to samo o Beethovenie, Bachu i tak dalej. Nie wątpię, że gdzieś w Internecie są wątki o tym, jakim kiepskim pisarzem był Szekspir. Jeszcze raz powtarzam, nie mówię, że tak jest w przypadku wszystkich ataków na Mozarta, ani nawet w większości przypadków. Ale to istnieje.
 
#10 ·
Mozart pokazuje nam, że im bardziej muzyka zajmuje się "wyrażaniem emocji", tym mniej zajmuje się formalnymi elementami samej muzyki, które są prawdziwymi, czystymi, "abstrakcyjnymi" znaczeniami muzycznymi, a nie tyle emocjami. Możemy nazwać je raczej "stanami bycia" niż jawnymi emocjami.

Wiele jawnych "emocji" w "emocjonalnej" muzyce to po prostu "dramatyczny gest", który w pewnym sensie jest pusty, nieistotny, a nawet może być udawany lub przesadzony. Nie mówię, że to źle, ponieważ w końcu "sztuka jest sztuką". Muzyka instrumentalna, "dźwięk muzyczny", po oddzieleniu od "dosłownej akcji" i dramatu, straciła związek z eksplicytnym znaczeniem i została ujawniona jako to, czym w przeciwnym razie jest: niereprezentacyjne (abstrakcyjne) medium.

W instrumentalnym romantyzmie, chociaż była to muzyka oderwana od dramatu, wciąż udawało się wywoływać emocje i miała resztkowe ślady dramatu, osiągane za pomocą "dramatycznych gestów".

Jako przykład mogę wziąć "Mary Had a Little Lamb", zmienić ją na tonację minorową i poprosić Itzhaka Perlmana, aby zagrał ją na skrzypcach. Gwarantuję, że ta mała piosenka nabierze głębokich emocji.

Sonata fortepianowa Mozarta nr 16 w C-dur, K. 545 "Sonata Facile": jaką "emocję" to wywołuje? Jest "zabawna" i przynosi radość, ale nawet jej przydomek ("Sonata Facile") ujawnia, że jest uważana bardziej za motoryczny pokaz techniki niż za wehikuł "uczuć" Mozarta. W tym sensie jest bardzo "nowoczesna" w swoim oderwaniu. Utwór i duża część Mozarta potrafią wywołać w nas afekt, "stan bycia", bez użycia jakiejkolwiek jawnej narracji lub treści dramatycznej.
 
#13 ·
What's the problem with the music being Dionysian? :D
Nic, z wyjątkiem sytuacji, gdy chcesz wziąć tę zasadę i zastosować ją do muzyki, na przykład Mozarta, gdzie naprawdę nie pasuje.

Muzyka Mozarta jest dobra sama w sobie. Kompozytorzy z epoki romantyzmu (z wyjątkiem być może Schumanna lub Berlioza) często podziwiali jego kunszt i wesołość. Współcześni kompozytorzy nadal znajdują w niej wiele do pokochania, a publiczność, zwłaszcza w ostatnim stuleciu, pokochała ją bardziej niż kiedykolwiek.
 
#16 ·
Ludzie nie okazują wystarczającego szacunku porządkującej, uspokajającej mocy muzyki. Dla mnie jest coś wzniosłego w porządku i równowadze koncertów fortepianowych Mozarta.
Naprawdę? Myślę, że jest wielu ludzi, którzy to szanują. Na przykład, spójrz na to, ile jego koncertów fortepianowych znajduje się na liście "Top keyboard concerto" tutaj, z koncertem nr 20 Mozarta jako koncertem nr 1.
 
#18 ·
Naprawdę? Myślę, że jest mnóstwo ludzi, którzy to szanują. Na przykład, spójrz na to, ile jego koncertów fortepianowych znajduje się na liście "Top keyboard concerto" tutaj, z 20 Mozarta jako koncertem nr 1.
Uważam, że pierwsza i trzecia część tego koncertu są dość ogniste.
 
#27 ·
Moim problemem, jako osoby początkującej w tej dziedzinie, jest to, że uważam Mozarta za zbyt jasnego (i w jakiś sposób radosnego) jak na mój gust. Oczywiście odnosi się to do tych utworów jego muzyki, które znam. Kolejność sama w sobie nie jest problemem - jestem wielkim fanem Bacha...
Niektóre utwory Mozarta są wręcz melancholijne. Więc tak, szczęście i smutek to zdecydowanie duże części muzyki Mozarta.
 
#34 ·
Czy to kolejna walka Chaosu z Porządkiem między Strawińskim a Mozartem?

Być może odpowiedź brzmi, że niektórzy fani nie lubią rzekomych numerów jeden, takich jak Beethoven, Mozart, Brahms itp. ... ale ja do nich nie należę.

Niektórzy mogą powiedzieć, że jego muzyka jest tandetna (to też błąd).
 
#41 ·
Myślę, że to w dużej mierze kwestia programistów (programistów koncertów, programistów radiowych, osób zajmujących się nagraniami A&R), którzy czasami przedkładają nazwisko nad jakość pracy. Kiedy masz ponad 500 utworów i wiele z nich to juvenilia, dużo muzyki jest grane ze względu na nazwisko, więc wiele mniej interesujących lub nieciekawych utworów dzieli scenę z arcydziełami - które są tak dobre, jak każda muzyka, jaka kiedykolwiek została napisana. O ile nie jesteś muzykologiem lub fanatykiem, pierwsze dwie dziesiątki symfonii, na przykład, są warte może jednego przesłuchania w życiu. Gdyby koncerty na róg nie były przeznaczone na zdradziecki i ukochany instrument, nie byłyby na tyle interesujące muzycznie, by być tak popularne, jak są. To znaczy, nie powiem, że jest dużo „złego” Mozarta, ale jest dużo, zwłaszcza wczesnych utworów, które nie utrzymują zainteresowania przez długi czas. A niektóre z nich - mam na myśli Eine Kleine Nachtmusik - są grane w sposób rażący. :)
 
G
#45 ·
Kilka bardzo interesujących i pouczających komentarzy w tym wątku sprowadziło mnie z powrotem do TC, aby podyskutować!! (Choć mogę się obyć bez obelg i zniewag.)

Za nic w świecie nie potrafię sobie wyobrazić artysty/kompozytora, który NIE pisze z własnego serca. Jak utwór muzyczny, który jest czuły, radosny, ponury, humorystyczny itp., NIE może pochodzić z umysłu i serca jego twórcy, wymyka się mojej wyobraźni. Jeśli nie od kompozytora, to od kogo? Muza zewnętrzna w stosunku do kompozytora? Bez względu na POWÓD powstania kompozycji, dzieło sztuki musi powstać w głowie jego twórcy, a te nuty na stronie mogą być interpretowane jako bezpośrednia linia emocji od kompozytora do słuchacza. Bez emocji muzyka jest dość nudna. To jest problem z awangardą - brakuje emocji, a więc i publiczności. I wiele osób w tym wątku użyło słów takich jak "melancholia", "wzruszający" - są to terminy emocjonalne, a próba zredukowania emocji i XVIII-wiecznego spojrzenia na "romantyzm" (jak nazywano kompozytorów klasycznych w ich czasach) jest jak próba usunięcia wody z lodu. I nigdy nie potrafię sobie wyobrazić, że muzyka jest po prostu 'formalistyczna'. To była tylko butelka, która zawierała wino. Staraj się nie porównywać Mozarta z nikim innym. Fakt, że był muzykiem zawodowym, jak The Beatles, nie unieważnia jego własnej obecności w muzyce. Być może można powiedzieć, że Bach napisał muzykę, która nie reprezentuje jego własnych uczuć, ale jego uczucia wobec Boga są z pewnością obecne w dużej części jego twórczości. Czy należy im zaprzeczyć jako 'uczuciom' i 'emocjom', ponieważ dotyczą Boga?

Usunięcie Mozarta i jego własnych uczuć z jego muzyki sprowadza ją do porcelanowej statuy. Zimna, mocno wypolerowana i wyrzeźbiona, wieczna, ale głęboko powierzchowna. Jak Grecian Urn Keatsa: "piękno jest prawdą; prawda pięknem. To wszystko, co wiecie na ziemi i wszystko, co musicie wiedzieć". Niepokojąca myśl!!

Osobiście tęsknię za złożonością w mojej muzyce - a nie za 'wzniosłą' prostotą. To osobiste upodobanie. Wczoraj przedstawiłem 2-godzinny wykład na temat późnego Beethovena i skupiłem się na ostatnich sonatach fortepianowych i Grosse Fugue. Te późne utwory, z ich złożonym kontrapunktem, fugą i nieskończonym opracowywaniem najmniejszego jądra materiału muzycznego, są niezwykle satysfakcjonujące w odbiorze. Zawsze jesteś w podróży i podziwiam intelektualizm tej pracy. A Haydn był jego wzorem dla tego wszystkiego.
 
#47 · (Edited)
...Być może można powiedzieć, że Bach napisał muzykę, która nie reprezentuje jego własnych uczuć, ale jego uczucia wobec Boga są z pewnością obecne w dużej części jego twórczości. Czy należy je odrzucać jako „uczucia” i „emocje”, ponieważ dotyczą Boga?
To dobry przykład wzmacniający to, o czym mówię; w czasach Bacha nuty były „włączone” lub „wyłączone”, jak w przypadku klawesynów i organów. Wiemy z instrumentów i nagrań HIP, że czasy Bacha nie były epoką romantyzmu hiper-ekspresji. Brak dynamiki ograniczał występowanie „dramatycznego gestu”, więc „emocje”, które wyrażał Bach, musiały być osiągane w inny sposób: wahania tempa, zmiany rejestru i harmoniczne zwroty w samej zapisanej muzyce.

„Gest dramatyczny” w postaci „gestu wykonawczego” jest prawie nieobecny w jego utworach organowych, mówiąc porównawczo: dynamika, zmiany rejestru i inherentna harmoniczna ekspresja muzyki były wszystkim, co było. To zrzuca odpowiedzialność bezpośrednio na samą muzykę: to mam na myśli przez „formalizm”, muzykę, która zajmuje się głównie dostrzegalnymi formami samej muzyki, w kategoriach rzeczywistych elementów muzycznych, takich jak wysokość dźwięku i ruch harmoniczny oraz znaczenie.

Opisałbym to odwrotnie: pragnienie uczynienia Mozarta „formalistą” jest częścią pragnienia, aby dostosować go do standardów XX i XXI wieku, a nie do standardów XVIII wieku.
Jeśli podejdziemy do Mozarta jako formalisty, to jego sztuka i urok są uniwersalne i bezpieczne przed staniem się produktami swojej epoki. Chociaż podejście historyczne jest godne podziwu w kategoriach naukowych, moglibyśmy poznać te szczegóły po fakcie i może to zwiększyć naszą przyjemność lub nie. Dla mnie muzyka jest doświadczeniem trzewnym, a nie mózgowym.

Wymownie, współczesny Haydna opisał kiedyś formę sonatową i nowatorski gatunek symfonii (które z naszej współczesnej perspektywy są samą podstawą „formalizmu”) jako rodzaj destylowanej opery, ponieważ bogata muzyczna powierzchnia aluzji przypominała mu wiele osobowości w opera buffa.
Brzmi to tak, jakby współczesny był bardziej zanurzony w dramacie i sztukach dramatycznych niż w samej muzyce. Jeśli o to w tym wszystkim chodzi, to dlaczego nie posłuchać opery? Oczywiście, w formach instrumentalnych pozostaje resztka „dramatycznego gestu”, ale symfonie Haydna to bardziej „gest muzyczny”. Czy mój punkt widzenia staje się jaśniejszy?

Jest też fascynujący traktat Johanna Matthesona Der vollkommene Capellmeister, w którym tańce z XVIII wieku są wyraźnie powiązane z typami osobowości. (Moje ulubione zdanie: „Loures lub powolne i kropkowane gigues, dla kontrastu, wykazują dumną i pompatyczną postawę, co sprawia, że ​​są bardzo popularne w Hiszpanii.")
Zatem, mając te informacje, myślę, że mamy zrobić kolorowe maski do noszenia podczas słuchania.

Masz więc rację, że ten rodzaj interpretacji jest dziełem historyków, ponieważ starają się oni odróżnić historyczne interpretacje Mozarta od naszych obecnych formalistycznych. Nie żebyśmy nie mieli prawa do własnych interpretacji Mozarta, albo że nie współczuję im. Po prostu wolę nie mylić ich z interpretacjami z XVIII wieku, w których „zamiast” w następującym oświadczeniu... najprawdopodobniej byłoby bliższe „jak również”.
Zgadzamy się więc, że są to dwa różne podejścia; formalista patrzy na uniwersalne stałe dzieł, te rzeczy, które pozostaną „prawdziwe” w czasie, podczas gdy historyk dąży do większego zrozumienia, widząc pełny kontekst, próbując przeniknąć intencje kompozytora, aby uchwycić ducha dzieła. Obie są ważnymi i sprawdzonymi metodami.
 
#46 · (Edited)
Jedyną osobą, którą szanowałem i która miała wątpliwości co do muzyki Mozarta, jest Glenn Gould. I nie sądzę, żeby było przesadą powiedzieć, że Glenn jest czymś w rodzaju Lwa Tołstoja muzyki... w najbardziej ujmującym sensie tego słowa. Jest to potrzebne dla każdej formy sztuki, aby powstrzymać głębokie uwielbienie bohatera.

Ale przez większość czasu, kiedy słyszę, jak ludzie krytykują Mozarta tylko dlatego, że jego muzyka nie pasuje do ich określonego poglądu na to, co muzyka ma robić, zwykle dochodzę do wniosku, że nie wiedzą nic o muzyce. Myślę, że prawdziwym czynnikiem dojrzewania w docenianiu sztuki w ogóle jest docenianie znaczenia formy, nie samej formy, ale formy, która realizuje wzniosłość dzieła sztuki. Coś subtelnego i nie robiącego zbyt wiele zamieszania. Bertrand Russell zawsze mawiał, chociaż dotyczy to filozofii, że o wiele łatwiej jest brzmieć głęboko niż jasno; Myślę, że pasuje to równie dobrze do muzyki. Mozart ma nie tylko formę, ale Mozart ma taką samą skłonność do wzniosłości jak każdy z najbardziej ekspresyjnych późnych romantyków; nie tylko prostą wzniosłość, Mozart był uważany za jednego z najbardziej uczonych kompozytorów swoich czasów, a jego twórczość jest pełna bardzo złożonego kontrapunktu, ale innego rodzaju niż rygor Bacha czy kątowość Beethovena. Zdumiewa mnie, jak ktoś mógłby słuchać Kwintetu Klarnetowego lub niektórych z tych wspaniałych wolnych części Koncertów fortepianowych i nie poczuć transcendentalnej jakości jego muzyki.

A nie jestem jedynym, który broni tej starej twierdzy. Posłuchajcie, jak Arnie o wiele lepiej niż ja potrafi to wytłumaczyć:


"Nauczyłem się tego bezpośrednio od Mozarta... i jestem z tego dumny." Uświadamiasz sobie, jak wiele z tych rozmów modernistów próbujących zerwać z zachodnią tradycją jest takim nonsensem.
 
#48 · (Edited)
Jedyną osobą, którą szanowałem i która miała wątpliwości co do muzyki Mozarta, jest Glenn Gould. I nie sądzę, żeby było przesadą powiedzieć, że Glenn jest czymś w rodzaju Lwa Tołstoja muzyki... w najbardziej ujmującym sensie tego słowa. Jest to konieczne dla każdej formy sztuki, aby zaprzestać głębokiego kultu bohatera... Ale przez większość czasu, kiedy słyszę, jak ludzie krytykują Mozarta tylko dlatego, że jego muzyka nie pasuje do ich określonego poglądu na to, co muzyka ma robić, zwykle dochodzę do wniosku, że nie wiedzą nic o muzyce. Myślę, że prawdziwym czynnikiem dojrzewania w docenianiu sztuki w ogóle jest docenianie znaczenia formy, nie samej formy, ale formy, która realizuje wzniosłość dzieła. Coś subtelnego i nie robi wielkiego zamieszania. Bertrand Russell zawsze mawiał, chociaż dotyczy to filozofii, że o wiele łatwiej jest brzmieć głęboko niż jasno; Myślę, że pasuje to równie dobrze do muzyki. Mozart ma nie tylko formę, ale Mozart ma taką samą skłonność do wzniosłości jak każdy z najbardziej ekspresyjnych późnych romantyków; nie tylko prostą wzniosłość, Mozart był uważany za jednego z najbardziej uczonych kompozytorów swoich czasów, a jego twórczość jest pełna bardzo złożonego kontrapunktu, ale innego rodzaju niż rygor Bacha czy kątowość Beethovena. Zdumiewa mnie, jak ktoś może słuchać Kwintetu klarnetowego lub niektórych z tych wspaniałych wolnych części Koncertów fortepianowych i nie odczuwać transcendentalnej jakości jego muzyki.... I nie jestem jedynym, który broni tej starej twierdzy. Posłuchajcie, jak Arnie o wiele lepiej niż ja potrafi to wytłumaczyć: "Nauczyłem się tego bezpośrednio od Mozarta... i jestem z tego dumny". To uświadamia, jak wiele z tych rozmów modernistów próbujących zerwać z zachodnią tradycją jest taką bzdurą.
Fajny filmik o Schoembergu! Zgadzam się i zwracam uwagę, że w Mozarcie mamy do czynienia nie tyle z "emocją" czy dramatycznym gestem, co wprowadzeni jesteśmy w stan bycia, który nie jest zależny od treści narracyjnej ani skojarzeń wywoływanych przez "dramatycznie reprezentacyjne" elementy lub gesty. To sztuka w jej najbardziej "minimalistycznej" i eleganckiej formie.

Wiele osób zastanawia się, dlaczego Schoenberg nie poszedł dalej w kierunku Verklärte Nacht, a ten utwór jest pełen dramatycznych gestów, niemal dosłownie ilustrujących wiersz, który przedstawia. Myślę, że Arnie wyrósł z "reprezentacji" i wszedł na bardziej abstrakcyjne terytorium. Jego kariera bardzo dobrze ilustruje "dionizyjskie" i "apolińskie" aspekty muzyki w bardzo jasny, wstrząsający sposób.
 
G
#52 ·
Kilka uwag na temat katharsis:

Wyjaśnienie intelektualne

W XX wieku nastąpiła pewnego rodzaju zmiana paradygmatu w interpretacji katharsis, a wielu uczonych wniosło wkład w argument na poparcie koncepcji wyjaśnienia intelektualnego. W tym względzie można z powodzeniem skonsultować następujące prace: L. Golden, "Aristotle on Tragic and Comic Mimesis", Atlanta, 1992, S. Halliwell, "Aristotle's Poetics", Londyn, 1986, D. Keesey, "On Some Recent Interpretations of Catharsis", "The Classical World", (1979) 72.4, 193-205. Teoria wyjaśnienia katharsis byłaby w pełni spójna, w przeciwieństwie do innych interpretacji, z argumentem Arystotelesa w rozdziale 4 Poetyki (1448b4-17), że zasadniczą przyjemnością mimesis jest intelektualna przyjemność "uczenia się i wnioskowania".

Powszechnie przyjmuje się, że teoria mimesis i katharsis Arystotelesa są reakcją na negatywny pogląd Platona na artystyczną mimesis u odbiorców. Platon argumentował, że najczęstsze formy artystycznej mimesis miały na celu wywołanie u odbiorców silnych emocji, takich jak litość, strach i kpina, które przewyższają racjonalną kontrolę, która definiuje najwyższy poziom naszej ludzkości i prowadzą nas do nieakceptowalnego tarzania się w orgiach emocji i pasji. Koncepcja katharsis Arystotelesa, we wszystkich jej głównych znaczeniach, przeczy poglądowi Platona, zapewniając mechanizm, który generuje racjonalną kontrolę irracjonalnych emocji. Wszystkie powszechnie przyjęte interpretacje katharsis, oczyszczenia, oczyszczenia i wyjaśnienia są przez większość uczonych uważane za proces homeopatyczny, w którym litość i strach dokonują katharsis emocji takich jak one same. Alternatywny pogląd na katharsis jako proces allopatyczny, w którym litość i strach wywołują katharsis emocji innych niż litość i strach, patrz E. Belfiore, "Tragic Pleasures: Aristotle on Plot and Emotion". Princeton, 1992, 260 i nast.
 
#60 · (Edited)
Kilka uwag na temat katharsis:

W XX wieku nastąpiła pewnego rodzaju zmiana paradygmatu w interpretacji katharsis, a wielu uczonych wniosło wkład w argument na poparcie koncepcji intelektualnego wyjaśnienia... Argument Arystotelesa w rozdziale 4 Poetyki (1448b4-17), że zasadniczą przyjemnością mimesis jest intelektualna przyjemność "uczenia się i wnioskowania".

Ogólnie przyjmuje się, że teoria mimesis i katharsis Arystotelesa są reakcjami na negatywny pogląd Platona na artystyczną mimesis u odbiorców. Platon argumentował, że najczęstsze formy artystycznej mimesis miały na celu wywołanie u odbiorców silnych emocji, takich jak litość, strach i kpina, które obezwładniają racjonalną kontrolę, która definiuje najwyższy poziom naszej ludzkości i prowadzą nas do nieakceptowalnego tarzania się w orgiach emocji i pasji. Koncepcja katharsis Arystotelesa, we wszystkich głównych przypisywanych jej znaczeniach, przeczy poglądowi Platona, zapewniając mechanizm, który generuje racjonalną kontrolę irracjonalnych emocji. Wszystkie powszechnie przyjęte interpretacje katharsis, oczyszczenia i wyjaśnienia są przez większość uczonych uważane za proces homeopatyczny, w którym litość i strach dokonują katharsis emocji takich jak one same. Alternatywny pogląd na katharsis jako proces allopatyczny, w którym litość i strach wywołują katharsis emocji innych niż litość i strach, patrz E. Belfiore, "Tragic Pleasures: Aristotle on Plot and Emotion." Princeton, 1992, 260 i nast.
Powiedziałbym, że pogląd Platona zaspokaja najniższy wspólny mianownik, bardziej spektakl w barze "Daj im to, czego chcą", bardziej oparty na konwencji dramatycznej i rozrywce, a mniej na "sztuce".

Możemy albo użyć "reprezentacji", aby po prostu przedstawić te emocje i reakcje, które są "rzeczywistością konsensusu", albo SZTUKA może wywołać w nas uniwersalny, wyższy, transcendentalny "stan istnienia", który jest mniej zależny od "znaczeń konsensusu", a bardziej od "afektu", który wyzwala reakcję z naszej "wyższej" jaźni.

I nie mówię, że artyści nie osiągnęli obu jednocześnie, jak w operach Mozarta i Szekspirze.

Podobnie jak w przypowieściach, dramat najlepiej sprawdza się, gdy przekracza swoje prostackie znaczenie i nawiązuje do większych rzeczy. Szekspir to zrobił; "dał im to, czego chcieli", a jednak jego historie zdołały przekroczyć swoje granice narracyjne, aby stać się prawdziwie transcendentną sztuką.